18.40 Po męczącej jeździe wzdłuż drogi, przy pomocy tubylców udaje nam się znaleźć bardzo porządny camping (co prawda pani w recepcji chciała skasować nas za rowery, tak jak za samochody, ale potem przyszła i oddała pieniądze).
20.15 Bierzemy przysznic i udajemy się do restauracji. Ja zamawiam ciorbę de burtę, reszta kolegów zamawia mamałygę – narodowa rumuńską potrawę, z mąki kukurydzianej. Nie wiem czy im smakowało, w każdym razie się nie najedli i chcieli zamówić coś jeszcze, ale kuchnia już była nieczynna.
Krzyś jest dziś bardzo zmęczony, idzie wcześniej spać, a my siedzimy sobie przed namiotami i popijając conieco, gaworzymy do późna w nocy.