Dalej szukamy baru. Spotkaliśmy co prawda jeden, ale tam nie było jedzenia. Wjeżdżamy i zjeżdżamy z kolejnych górek. W czasie jednego ze zjazdów napotykamy tabliczkę z napisem ‘Cluj-Napoca’, miasta co prawda nie widać, ale taka tabliczka to już coś. Okazuje się że 320-tysięczny Cluj ma bardzo wielkie przedmieścia. Jadąc całym czasem z górki, wjeżdżamy powoli do miasta. Drogi na przedmieściach wydają się być fatalne- wykonane z płyt betonowych, bez wyraźnego pobocza, nierówne, z licznymi dziurami. Ruch z czasem coraz bardziej się nasila. W końcu docieramy do jakiejś główniejszej drogi. Ruch tutaj jest naprawdę duży. Jakiś przechodzień wskazuje nam drogę do centrum. Jedziemy. Po drodze omal nie dochodzi do wypadku. Jakiś Rumun, Dacią zajeżdża Tomkowi drogę. Dosłownie musnął jego przednie koło roweru, tak że miałem wrażenie że Tomek nie opanuje roweru i się wywróci. Na szczęście Tomek ustał na rowerze a Rumun pojechał dalej nawet nie zwalniając. Po tym incydencie jeździmy jeszcze bardziej ostrożnie, ale przy takim natężeniu ruchu jazda przestaje być zabawna